Jedzenie intuicyjne robi karierę. Marketingowo jest to strzał w 10 – świetnie się sprzedaje, bo trafia celnie w marzenie wielu osób: a mianowicie aby „samo się jadło” – w sam raz, zdrowo i bez tycia. Raj na ziemi.
Okej, nie żeby to było niemożliwe. Ale czy jest to do zrobienia tu i teraz, akurat w Twojej sytuacji…?
Sprawdźmy!
Na czym polega jedzenie intuicyjne
Otwierasz lodówkę. Patrzysz na jej zawartość, a ciało czy też intuicja szepcze Ci cichutko o swoich potrzebach. Wybierasz kilka produktów, zjadasz, jest pyszne i trafione w punkt, a Ty kończysz gdy się nasycisz.
Tak mniej więcej mogłoby to wyglądać z zewnątrz.
W podejmowanych wyborach ufasz swojemu ciału, że jak mówi marchewka to chce składników z marchewki.
Spokój, ufność, bezpieczeństwo.
Ale zanim tak będzie, dziś opowiem Ci o paru pułapkach, na które warto uważać przymierzając się do idei „jedzenia intuicyjnego”. Szczególnie, jeśli objadanie się to Twój problem.
To ruszamy!
Pułapka nr 1: Głos intuicji czy zaburzenia?
Pierwsza pułapka polega na tym, że jeśli masz zaburzoną relację z jedzeniem, to czyj jest ten cichutki głosik, który słyszysz w głowie? Intuicji? Czy może to głos zaburzenia? 🤨
Mając na co dzień:
- milion obsesyjnych myśli o jedzeniu,
- masę ocen na temat tego co jesz,
- rozhulanego wewnętrznego Krytyka, który podważa Twoje wybory
- długą listę zakazanych produktów
- zero-jedynkowe myślenie
- brak ufności do swojego ciała
- lub w ogóle brak kontaktu z ciałem
- to jak odróżnisz rzeczywistą potrzebę od głosu zaburzenia?
Dlatego – uwaga – przy zaburzonej relacji z jedzeniem, wkraczasz na grząski grunt!
Rozwiązanie:
Zanim wejdziesz w jedzenie intuicyjne, przepracuj swoją relację z jedzeniem.
Pułapka nr 2: Ciało głupieje
Ta pułapka dotyczy tego, że Twoje ciało po prostu zgłupieje!
Ciało nie wie o co kaman – raz się objadasz, a za chwilę pozwalasz mu jeść wszystko…?
Podejrzane!
Ja na miejscu Twojego ciała bym tego nie kupiła i węszyłabym PODSTĘP 🧐
Ciało to zwierzątko. Jeśli przez błędne koło napadów i diet się rozregulowało, to teraz jest jak głodna BESTIA. Rzuci się na wszystko co mu dasz – tylko dlatego że jest. Ono (ciało) jest nauczone, że zaraz znów zabiorą jedzonko i znowu będzie głodne (bo kolejna dieta ma skompensować napad).
Biedna, głodna bestyjka…
Rozwiązanie:
- Kontakt z ciałem! Tak, abyś je CZUŁA – jego potrzeby i subtelne sygnały.
- Stopniowo budowana UFNOŚĆ w stosunku do ciała. Bo zobacz – co jeśli ci powie że chce pączka?
Dasz radę mu zaufać, że ono naprawdę tego chce, czy polecisz w rozkminę jedzeniową i obsesyjne przeliczanie kalorii? A co jeśli to faktycznie będzie tylko zachcianka? Jak to rozróżnisz? Tego właśnie trzeba się nauczyć o sobie!
Pułapka nr 3: Jedz do woli
Czasem tak mówią mądre głowy: „Niech pani je do woli, to się pani organizm naje, nasyci składników i się wszystko ustabilizuje, a pani przestanie się objadać”. Kojarzysz to?
Może nawet próbowałaś.
I jadłaś. Miesiąc, dwa i… nic! Poza tym, że masz 7 kg na plusie, niewiele się zmieniło. 🫣
Miało się wyciszać, a Ty czujesz że mogłabyś jeść i jeść i jeść….
Rozwiązanie:
Faktem jest, że ta strategia nie zawsze działa. I to nie z Tobą coś jest nie tak – po prostu sprawa jest bardziej złożona. Jeśli sama nie umiesz tego rozwikłać, to idź do psychodietetyka. Po prostu.
Pułapka nr 4: Pułapka smaku
Przyziemna sprawa – pułapka smaku!
Bo jeśli teraz jesz dużo gotowego, przetworzonego jedzenia (w tym słodycze), to może być tak, że twoje kubki smakowe nie szaleją na myśl o szpinaku.
Regularne spożywanie dużej ilości soli, cukru i polepszaczy „stępia” smak. I możesz po prostu nie czuć wielu, bardziej subtelnych nut smakowych.
A do tego – możliwe że możesz nie wiedzieć jakie cuda można wyczarować z tego czy innego warzywa. Bo niemal każde warzywo można przygotować w sposób, który będzie Ci smakował – a dietetyczna wersja gotowanego na parze kalafiora naprawdę nie jest jedyną opcją.
Rozwiązanie:
- To praca niejako nad rozszerzaniem diety – trochę jak u dzieci 🙂
- Poszukiwanie tego co LUBISZ jeść i co rzeczywiście Ci smakuje, a jednocześnie służy Twojemu ciału
- Stopniowe odzwyczajanie kubków smakowych od super mocnych, podkręconych chemią doznań – i „usubtelnianie” swojego smaku.
Pułapka nr 5: Marketing
Kurczę, muszę tu trochę odczarować to całe jedzenie intuicyjne.
Dobrze poprowadzony marketing sprzedaje, gdy trafia w marzenia. Jak świat światem – sprzedają emocje, rzadko twarde dane.
I mam takie poczucie, że jedzenie intuicyjne jest cudnym marketingowym tworem, bo:
- pięknie trafia w TĘSKNOTĘ za spokojem od ciągłych myśli o jedzeniu
- sprzedaje mglistą OBIETNICĘ, że to się będzie robiło SAMO (wystarczy czuć i już)
- uwodzi MARZENIEM, że zjesz 2 kostki gorzkiej czekolady i to ci wystarczy
Rozwiązanie:
Hmm.. więcej sceptycyzmu. Jeśli wychodzisz z zaburzeń odżywiania, to bardzo możliwe, że przed Tobą kawał roboty. Będą trudne momenty. Czasem kryzysy. I to będzie trwało.
Samo się nie zrobi!
Jedzenie intuicyjne: podsumowanie
Sama idea jedzenia intuicyjnego jest tak naturalna jak oddychanie. Jako dzieci w naturalny sposób jemy kierując się właśnie ową „intuicją”. Czyli takim wewnętrznym głosikiem, który mówi „Tak” na jedne produkty, a „Nie” na inne.
Powrót do tej naturalnej zdolności jest jak najbardziej możliwy. Przy zaburzonej relacji z jedzeniem, może po prostu zająć trochę więcej czasu.
Niemniej jest to totalnie do zrobienia.
Intuicyjnego, naturalnego smacznego Ci życzę (nawet jeśli to pączek) 😇

Jeśli ten wpis Ci się podobał, udostępnij go – niech im też się przyda!