Skończyć napady obżarstwa i schudnąć JEDNOCZEŚNIE! Czy da się tak?

Czasem w gabinecie zjawia się ktoś z pomysłem: chcę skończyć z napadami obżarstwa i jednocześnie schudnąć. A właściwie to – przede wszystkim schudnąć, a przy okazji jakoś tam sobie ułożyć te relacje z jedzeniem. 

I teraz żeby było jasne – nie chcę nikomu mówić że cokolwiek jest niemożliwe. Bo ludzie robią niesamowite rzeczy i ja też widzę jak klientki czasami idą jak burza – bo są gotowe, chcą i się angażują. I dzieją się cuda..

ALE (bo jest tu „ale”)

Tak jest dużo trudniej. Po prostu.

Napady a chudnięcie

Żeby to jasno wytłumaczyć – to jakby chcieć jednocześnie leczyć kontuzję i ćwiczyć formę do maratonu. 

Twoja kontuzja polega na tym że Ci „się popsuło” w jedzeniu. Zepsuły się relacje, weszły obsesyjne myśli i tak się porobiło, że żyjesz przez pryzmat jedzenia. I jak to przy kontuzji – ten stan wymaga pewnego zwolnienia, dopasowania tempa do czasu rekonwalescencji itp. To nie znaczy że palcem nie możesz kiwnąć aż się wyleczysz, ale pełny, intensywny trening raczej odpada, bo kontuzja się pogorszy.

Ma sens na razie?

Odchudzanie prowokuje napady obżarstwa

I teraz sama zobacz: chudnięcie zawsze wymaga jakiegoś rodzaju „przypilnowania” – o wiele bardziej niż utrzymanie wagi, bo najzwyczajniej w świecie trzeba wyrobić pewien deficyt. Więc wchodzą jakieś zasady, obostrzenia, czegoś nie można, a coś trzeba. Czyli na dobrą sprawę aktywujesz te mechanizmy, które potencjalnie prowokują napady (czyli zakazy/nakazy). 

Tu wklejam Ci linka do artykułu, który wyjaśnia jak zakazy sprawiają że odpalają się nam napady obżarstwa: CO JEŚĆ ŻEBY SCHUDNĄĆ (I NIE MĘCZYĆ SIĘ NA DIECIE)?

A leczenie objadania się lubi spokój

Poza całą psycho-rozkminą, wychodzeniu z napadów sprzyja BRAK presji. Brak oczekiwań co do efektów typu 0,5 kg w tydzień. Za to sporo luzu co do rozmaitych eksperymentów, czy faktu że napady NIE ZNIKNĄ z dnia na dzień. Pewnie będą – tylko z czasem coraz rzadziej. A potem przytrafią się tylko od wielkiego dzwonu. A potem w ogóle o tym zapomnisz. 

Jak sama wiesz – bo wiem że wiesz – napady nie znikają pod wpływem silnej woli, dyscypliny ani innego przysięgania / obiecywania że „od jutra…”. Bo naturą napadów jest to, że są one dzikie, nieposkromione, i w tyłku mają wszelkie powinności. Ot, zdarzają się <- o genezie przeczytasz tutaj: KOMPULSYWNE JEDZENIE: DLACZEGO TAK MASZ I CO Z TYM ZROBIĆ?

Więc to trochę jakbyś próbowała połączyć dwie przeciwstawne rzeczy: trenowanie biegania i leczenie zwichniętej kostki.

I to co się może stać, to jak w życiu, kiedy próbujesz zrobić za duży krok – zaplączesz się o własne nogi i rypniesz jak długa. Łatwiej więc to zrobić w DWÓCH mniejszych krokach. I paradoksalnie – często SZYBCIEJ!

I żeby nie było, że truję jak dziaders, to sama powiedz jak długo próbujesz JEDNOCZEŚNIE skończyć z napadami i przy tym schudnąć? Na ile to się udaje? 

Z doświadczenia tak swojego, jak i z gabinetu wiem, że często po paru latach takich prób skutek jest taki, że jest się w tym samym miejscu (tylko grubszą). Dlatego robić WOLNIEJ i PO KOLEI może okazać się SZYBCIEJ z dłuższej perspektywy czasu.

Trochę jak na grafikach motywacyjnych – jeśli coś co robisz nie działa, to zmień metodę zamiast próbować po raz tysiąc-pięćset-dziewięćset.

Najszybsza droga na napady obżarstwa + chudnięcie

Okej, żeby nie zakończyć totalną zmułą: 

W idealnym świecie najlepiej i najskuteczniej byłoby dać sobie wystarczająco dużo czasu na wyjście z napadowego jedzenia. Powiedzmy – pół roku / rok / dwa lata. Założyć, że przez ten rok chudsza nie będziesz, odpuścić sobie presję i zająć się tylko układaniem relacji z jedzeniem.

A jednocześnie, jeśli z jakiegoś powodu, aż taka cierpliwość jest dla Ciebie nierealna, to rozważ przynajmniej częściowe ustabilizowanie jedzenia – jako krok nr 1, a odchudzaniem zajmij się w kroku nr 2.

Bo wolniej, ale stabilniej zmienia rzeczy szybciej niż zrywy na wariata

Duuuużo cierpliwości życzę!

Jeśli ten wpis Ci się podobał, udostępnij go – niech innym też się przyda!

CZEŚĆ, JESTEM MONIKA I UCZĘ JAK MOŻNA JEŚĆ WSZYSTKO I NIE TYĆ!
Jem co chcę Monika Górecka

Przez 10 lat byłam na ciągłych dietach, wiecznie się odchudzałam i wciąż myślałam o żarciu i kaloriach.
Dziś od blisko 15 lat jem wszystko, nie tyję i trzymam linię. Jestem psychodietetykiem, pracuję online i pomagam innym poukładać ich relacje z jedzeniem.

KURSO-KSIĄŻKA:
“MUSZĘ SIĘ ZA SIEBIE WZIĄĆ!
Zmień nawyki bez siły woli!

POLECAM I WSPÓLPRACUJĘ:

Klinika leczenia zaburzeń odżywiania „Otulenie”
w Warszawie 👏👏👏

TO CI SIĘ MOŻE PRZYDAĆ:

INNE FAJNE ARTYKUŁY: