Co jeść żeby schudnąć (i nie męczyć się na diecie)?

Pizzę, lody, szarlotkę. Te rzeczy możesz – wręcz powinnaś jeść – żeby schudnąć i utrzymać nową wagę. Oczywiście tylko pod warunkiem, że je lubisz. Zakładam jednak, że tak, no bo jeśli kochasz marchewki i sałatę, to odchudzanie chyba nie jest Twoim problemem? 

Oglądaj film lub czytaj artykuł! 🙂

Zaplanuj skuteczną dietę z Dieto-Planem – ściągawką, dzięki której solidnie przygotujesz się do odchudzania. 

Zacznijmy od tego, co to znaczy – konkretnie dla Ciebie- „żeby schudnąć”? Nie, to wcale nie jest takie oczywiste jak się wydaje!

Co to znaczy dla Ciebie, żeby „schudnąć”?

Jeśli Twoim celem jest schudnięcie na lato, na wesele, na Sylwestra i tak dalej – to „tradycyjne” dietowanie jest najlepszym i najszybszym wyjściem. Zaciśnij zęby i pośladki, ogranicz wszystko co ma kalorie i… najwyżej trochę się pomęczysz. Ale schudniesz!

No i niby super… Tylko… po jakimś czasie najprawdopodobniej znowu przytyjesz… Badania określają prawdopodobieństwo ponownego przytycia na: 50% w ciągu pierwszego roku, do około 85% w ciągu kolejnych 5 lat i dłużej. Z resztą, sama wiesz, jeśli to nie jest Twoja pierwsza dieta. Kilogramy same wracają.

No ale przez chwilę będziesz szczupła. W te wakacje, na tym weselu, na sylwestrowej imprezie.

Pytanie więc, czy o to chodzi?

Czy chodzi o chwilowy efekt „wow” czy o zmianę na długie lata?

Bo jeśli na lata, to musisz wiedzieć, że im bardziej sobie czegoś zakazujemy, tym – paradoksalnie – wzrasta ryzyko że właśnie to zrobimy. Klasyczny efekt zakazanego owocu:

Im więcej zakazów → tym częściej myślimy o jedzeniu → tym większy wysiłek wkładamy w kontrolowanie tego co jemy → tym większe prawdopodobieństwo, że zawalimy dietę (kiedy na chwilę stracimy kontrolę).

Co jeść żeby schudnąć

Dlatego im bardziej restrykcyjnie podchodzisz do diety, tym bardziej wzrasta ryzyko, że ją zawalisz!

Zobacz, co się dzieje, kiedy mówisz sobie że od dziś nie jesz danego typu jedzenia:

Gdy ustalasz sobie jakiś nowy zakaz, np. „od dziś nie jem słodyczy”, Twój mózg włącza automatyczny system monitorujący. Każda myśl dotycząca słodyczy, każde skojarzenie, każda reklama pysznego batonika, którą widzisz – powoduje, że w mózgu uruchamia się alarm.

To trochę tak, jak z programem antywirusowym w komputerze: system jest skanowany na bieżąco, a każde „zagrożenie” (czyli myśl o „zakazanym” jedzeniu) powoduje, że natychmiast wyskakuje okienko z komunikatem o wyłapaniu wirusa.

I wtedy do akcji wkracza Twój mechanizm samokontroli. Na każdy bodziec związany z jedzeniem, którego miałaś unikać, Twój mechanizm samokontroli mówi „nie, tego nie wolno” i przegania daną myśl. 

To działa jak funkcja automatycznego blokowania wirusów w programie antywirusowym – zagrożone pliki są blokowane lub usuwane.

Oczywiście cały proces odbywa się błyskawicznie i w dużej mierze nieświadomie. Możesz zauważyć tylko wierzchołek góry lodowej – o ile w ogóle – na przykład, że odkąd zaczęłaś się odchudzać, wszędzie widzisz ludzi, którzy coś jedzą.

A żeby było trudniej, to komunikaty związane z jedzeniem są niestety wszędzie: reklamy, zapachy z piekarni, batoniki przy kasie, koleżanka przy biurku obok, która wcina ciasteczka… Twój system kontroli ma pełne ręce roboty!

I to, co jest w tym miejscu bardzo ważne, to fakt, że utrzymanie kontroli wymaga od nas sporo energii. Trzymając się analogii programu antywirusowego – system kontroli „bierze” po prostu sporo RAMu.

I może byłoby okej, gdybyś była w stanie poświęcić całą swoją energię na utrzymanie diety.

Ale oprócz diety, jest też coś takiego jak życie. Stresy, kłopoty, zmęczenie, duża ilość pracy, dzieci, które trzeba odwieźć na angielski, kłótnia z mężem, pęknięta rura pod wanną i zepsuty samochód… Sporo tego – codziennie coś!

I to się sumuje.

Bo wszystkie te „operacje” życiowe są wykonywane na tych samych zasobach energii, co pilnowanie diety. Kiedy masz więc sporo rzeczy na głowie, a do tego trzymasz dietę, to kończy się tak, jakbyś na komputerze odpaliła 10 programów, 3 filmy i grę – całość się po prostu zawiesza.

Twój system kontroli się zawiesza.

I nadchodzi wieczór. Ty zmęczona, energii mało, a tu myśl o czekoladzie w szafce ze słodyczami. Mózg włącza alarm, bo przecież to „zakazane” jedzenie. Ale mechanizm kontroli się zawiesił i nie jest w stanie skutecznie odgonić tej myśli.

I pewnie znasz już dalszy ciąg… W którymś momencie pokusa zwycięży.

Jak nie dziś, to jutro. Albo za miesiąc. Po prostu wtedy, gdy będziesz miała słabszy moment. Bo właśnie wtedy – paradoksalnie – myśli o „zakazanym” jedzeniu są dla Ciebie bardziej dostępne. I w rezultacie myślisz CZĘŚCIEJ o tym, czego nie możesz zjeść.

A kiedy już przerwiesz dietę, to nie po to, żeby zjeść 2 kawałeczki czekolady…

Często restrykcyjna dieta sprawia, że działamy na zasadzie wahadła: Im większe restrykcje, tym więcej zjemy, gdy na chwilkę odpuścimy kontrolę. Chwila nieuwagi i głodna bestyjka zerwie się ze smyczy.

A jak się zerwie….

To już sama wiesz, że na jednym ciasteczku się na pewno nie skończy.

Dobrze będzie, jeśli zatrzymasz się na jednej paczce!


Zakazy wywołują więc skutek odwrotny!

Świetnie obrazuje to eksperyment myślowy z białym niedźwiedziem, kojarzysz go? Polega na NIE MYŚLENIU o białym niedźwiedziu (w innej wersji – o różowym słoniu).

Uczestnikom badania polecono NIE myśleć o białym niedźwiedziu. Drugiej grupie polecono o nim myśleć celowo. Efekt badania był taki, że grupa która miała zakaz myślenia o misiu, myślała o nim częściej o około 30%.

I właśnie tak działa w praktyce mechanizm zakazów –> wywołuje skutek odwrotny.

No więc co jeść, żeby schudnąć?

Dlatego żeby schudnąć – jedz. Jedz to, co lubisz.

Bez jakich produktów nie możesz żyć? Świat bez lodów jest mniej kolorowy? To wkalkuluj je sobie w swój bilans kaloryczny! Wiadomo, że prawdopodobnie nie będzie to codziennie. Ale co 3 dzień? Albo raz w tygodniu? Znajdź częstotliwość dla Ciebie optymalną psychicznie. Tak, żeby mieć komfort że to jest dla Ciebie DOSTĘPNE, ale nie przesadzić. 

A gdy już będziesz jadła – rób to bez wyrzutów sumienia i z radochą na maksa. Pamiętaj, że poczucie winy nie ogranicza wchłaniania kalorii! Skoro więc i tak już jesz – to jedz, delektuj się i ciesz się tą przyjemnością!

Co jeść żeby schudnąć

Od czego możesz zacząć już dziś?

Określ szczerze, bez których pyszności Twoje życie traci smak: 

Gdybyś od dziś miała do końca życia jeść same zdrowe rzeczy, to jakiej „zakazanej” potrawy byłoby Ci najbardziej żal? 

Wybierz od jednej do trzech potraw, z którymi nie wyobrażasz sobie się rozstać i zdecyduj w jaki sposób możesz ją wkomponować w swoją dietę:

  • jesz to, co uwielbiasz, ale rzadziej (np. jem 1 snickersa na tydzień) lub
  • jesz to, co lubisz w wersji fit, czyli stosujesz „zamienniki” (np. jem fit-deserek sernikowy, zamiast ciasta).
  • Pamiętaj, aby zawsze określić 2 kwestie: 
    • „ile?”, czyli wielkość porcji oraz 
    • „jak często?”, czyli jaka częstotliwość da Ci poczucie, że sobie nie odmawiasz pyszności, ale wciąż będziesz mogła zachować dietę,

Smacznego!

Źródła:

Wieczorkowska-Wierzbińska G. (2011). Psychologiczne Ograniczenia. Wydawnictwo Naukowe Wydziału Zarządzania Uniwersytetu Warszawskiego, Warszawa

Od czego zacząć odchudzanie?

Zaplanuj skuteczną dietę z Dieto-Planem – ściągawką, dzięki której solidnie przygotujesz się do odchudzania. 

Jeśli ten wpis Ci się podobał, udostępnij go – niech innym też się przyda!

CZEŚĆ, JESTEM MONIKA I UCZĘ JAK MOŻNA JEŚĆ WSZYSTKO I NIE TYĆ!

Przez 10 lat byłam na ciągłych dietach, wiecznie się odchudzałam i wciąż myślałam o żarciu i kaloriach.
Dziś od blisko 15 lat jem wszystko, nie tyję i trzymam linię. Jestem psychodietetykiem, pracuję online i pomagam innym poukładać ich relacje z jedzeniem.

KURSO-KSIĄŻKA:
“Jak schudnąć, a potem jeść wszystko i nie tyć?”

TO CI SIĘ MOŻE PRZYDAĆ:

INNE FAJNE ARTYKUŁY: